wtorek, 27 listopada 2012

12. Długa noc


Za oknem była późna noc. Ciężkie krople deszczu głośno uderzały w spłowiałe parapety okien, kiedy w prawie opustoszałym pokoju wspólnym rozgrywała się wyrównana walka szachowa między mną a Kate. Zmęczona partią, szukałam możliwości, by jak najszybciej ją zakończyć. Nie miałam siły, byłam zestresowana szkołą i chciałam iść spać.

 - Katieeee – ziewnęłam. – Może dokończymy to jutro?

 - Nie ma mowy! Wreszcie zaczęłam wychodzić na prostą. Może jeszcze wygram!

 - Ale możesz wygrać jeszcze jutro. Proszę!

 - A co jeśli jutro nie będę już miała takiego szczęścia, albo świeżego umysłu? Idzie mi zaskakująco dobrze! – upierała się.

Skupiłam się więc na grze, ale piony rozmazywały się przed moimi oczyma. Potrząsnęłam głową, zamrugałam kilka razy i jeszcze raz spróbowałam przeanalizować sytuację na planszy. Nie mogłam.

 - Dobra, dosyć tego. Poddaje się! – na potwierdzenie swych słów przewróciłam króla*. – A teraz idziemy spać!

 - Nie! Tak się nie liczy! Pozbawiasz mnie satysfakcji zwycięstwa! – zaczęła wykłócać się, niczym małe dziecko, Kate stawiając mojego króla z powrotem do pionu.

 - Błagam cię, Katie, daj mi spać! – byłam na skraju rozpaczy.

 - Ale Lily… - wydęła wargi w niemej prośbie, tej najbardziej niewinnej istoty.

Uległam. Grałyśmy dalej do pierwszej w nocy. Za każdym razem, gdy wykonywałam głupi lub samobójczy ruch, pełna energii Kate cofała moją figurę i nakazywała mi pomyśleć. Nie miałam siły, naprawdę.

Wreszcie, gdy przegrałam, a moja przyjaciółka wydała tryumfalny okrzyk miałam chęć krzyczeć razem z nią, choć raczej coś o treści: „Tak! Wreszcie! Spać!”.

 - Szczerze mówiąc myślałam, że nigdy nie skończymy – odezwała się Kate podczas zwijania planszy. – Miałam zamiar jeszcze sprawdzić wypracowanie dla McGonagall, ale o tej porze chyba sobie odpuszczę.

Z moich rąk wypadł czarny skoczek. Zignorowałam go jednak i wbiłam swój wzrok w Kate.

 - Jakie wypracowanie? – spytałam ostrożnie.

 - Nie pamiętasz? McGonagall zadała niedawno. Mówiła nawet, że jeśli ktoś nie będzie go miał dostanie szlaban, choć to pewnie było czcze gadanie – powiedziała dziewczyna nawet nie podnosząc wzroku znad zwijanej planszy.

 - Kate, ja go nie zrobiłam – zaczęłam panikować. – Co teraz będzie? Nie mogę dostać szlabanu, przecież do tej pory miałam całkiem niezłą kartotekę. A teraz coś takiego tuż przed SUM-ami! – przestałam nad sobą panować (zapewne przez zmęczenie…).

Kate zaczęła się krztusić.

 - Nie wierzę! Ty, wybitna uczennica, a zarazem faworyta wszystkich nauczycieli nie zrobiłaś pracy domowej? – krztuszenie okazało się być próbami powstrzymania się od wybuchnięcia śmiechem.

 - Przestań! Zapomniałam, zdarza się każdemu – w moim głosie wciąż było słychać nutki paniki, ale postanowiłam wrócić na tor racjonalnego myślenia. – Nie oddałaś książek, z których korzystałaś podczas pisania, do biblioteki, prawda?

Brunetka zastanowiła się chwilę, po czym odparła:

 - Nie, chyba zostały u mnie pod łóżkiem. Poczekaj, sprawdzę i przy okazji przyniosę Ci pergamin i pióro.

Wróciła po dwóch minutach z dużą torbą na ramieniu. Bez słowa podała mi ją i obie usiadłyśmy przy stoliku. Było tam wszystko, czego potrzebowałam: kałamarz, pergamin, pióro i książki. Już chciałam wziąć się za pisanie, ale zrozumiałam, że Kate wciąż siedzi naprzeciwko mnie.

Zerknęłam na nią niepewnie.

 - Chcesz tutaj zostać? – zdziwiłam się.

 - A co ty myślałaś, że zostawię cię tutaj samą? – wyglądała na równie zaskoczoną co ja.

 - Dziewczyno, jest wpół do drugiej. Chociaż ty się wyśpij! Ja sobie spokojnie poradzę!

 - Żartujesz! A jakbyś miała jakieś pytania? – spojrzałam na nią sceptycznie. - Albo zasnęła z piórem w ręku! – to było o dużo bardziej prawdopodobne. -  Potrzebny jest tu ktoś do kontroli, a ja się świetnie nadaję.

 - Kate, ja sobie poradzę, a ty pójdziesz spać. Koniec dyskusji – na potwierdzenie swych słów wstałam i zaczęłam odprowadzać ją do schodów.

Na początku była zirytowana, potem zawiedziona. Wreszcie na jej ustach pojawił się niebezpieczny uśmieszek. Zdecydowanie najgorsza opcja.

 - Dobranoc, Lily – zaświergotała i pobiegła na górę.

Zasiadłam do stołu i po raz ostatni z niepokojem zerknęłam na schody. No nic. Zobaczy się co wymyśliła.

Otworzyłam książkę na odpowiednim rozdziale, zanurzyłam pióro w kałamarzu i zawiesiłam je nad pergaminem, zastanawiając się jak ubrać wiedzę w słowa. Już miałam zacząć pisać, kiedy usłyszałam głośny tupot stóp.

 - Lily, ja nieszczęsna! Nie mogę spać! – usłyszałam Kate nim dane było mi ją ujrzeć. – Jestem pewna, że tylko ogień z kominka i wygodna kanapa pozwolą mi zasnąć. Ale gdzie ja mogę takowe znaleźć? – zasiadła na kanapie przed kominkiem udając zastanowienie.

 - Wariatka – mruknęłam nie mogąc powstrzymać uśmiechu. – Dziękuję ci bardzo, Katie, że chcesz ze mną zostać. Doceniam to, naprawdę. Ale lepiej będzie, jeśli się wyśpisz.

 - Boże, jakaś ty uparta! Nie słyszałaś? To powtórzę! Nie. Zostawię. Cię. Jeśli mam spać, to będę spała tutaj. Dobranoc. – położyła się na kanapie i zamknęła oczy.

Przyglądałam się jej przez chwilę z miejsca przy stole. Wreszcie wstałam i weszłam po schodach do naszego dormitorium. Koc znalazłam na górnej półce szafy. Gdy stanęłam z powrotem przed Kate, spała już mocnym snem z lekko rozchylonymi ustami. Uśmiechnęłam się delikatnie i szczelnie ją okryłam.

W końcu usiadłam do wypracowania.

 

 

 

Zegar w pokoju wspólnym wskazywał trzecią, a ja w swym zmęczonym mózgu próbowałam zlepić jakiekolwiek sensowne zdanie. Niewiele pozostało mi do napisania, ale w środku nocy, dla przemęczonego umysłu „niewiele” to zdecydowanie za dużo.

Odłożyłam pióro i po raz kolejny przetarłam lepiące się oczy.

Wiedziałam, że wystarczyłby łyk kawy, bym na nowo stanęła na nogi. Ale skąd wziąć kawę o tej porze? Automatycznie pomyślałam o moich kolegach z roku, którzy nie mieli zapewne takich problemów. Och, tak. Huncwoci na wszystko mieli swój sposób. A w takich chwilach ja, Lily Evans, żałowałam, że się z nimi nie przyjaźnie. Ba, nawet nie koleguje.

Potrząsnęłam głową i na nowo wzięłam pióro do ręki.

O czym ja myślę?

 

 

 

Dumna z siebie, postawiłam kropkę po ostatnim zdaniu. Skończyłam. Zaczęłam pakować swoje rzeczy do torby i wtedy właśnie do moich uszu doszły dziwne hałasy zza portretu. Jakby… przytłumione głosy?

Wyciągnąwszy z kieszeni różdżkę, podeszłam na palcach do przejścia i przyłożyłam ucho do portretu.

 - Gdzie ona polazła? Obiecała, że tutaj zostanie – usłyszałam męski głos przyciszony do szeptu. Ktoś był wściekły.

 - Gdzie ona jest, mnie nie obchodzi. Pomyśl raczej, co my ze sobą zrobimy.

 - Stary, poszła pewnie na jakąś nocną imprezę na innym obrazie i zapomniała. Dobra, przenocujemy w Pokoju Życzeń…

Pokój Życzeń. Mimowolnie przysunęłam się bliżej drzwi. Czytałam o nim nie jedno, a ci chłopcy wiedzieli gdzie on jest. Domyśliłam się z łatwością, że muszą to być huncwoci. A jeśli zaraz odejdą…

Otworzyłam energicznie portret.

 - Pokój Życzeń?

Wszyscy czterej spojrzeli na mnie z zaskoczeniem. Nie dziwię im się; środek nocy, a ich ktoś podsłuchuję pod portretem Grubej Damy.

 - Evans, co ty tutaj robisz? – z ust Syriusza Blacka padło męczące ich wszystkich pytanie.

 - Legalnie spędzam noc w pokoju wspólnym – odparłam spokojnie. – A wy?

 - Nielegalnie spędzamy noc poza pokojem wspólnym – bez wahania odparł Potter. – Wpuścisz nas?

Nim zdążył minąć mnie w przejściu, stanęłam mu na drodze.

 - Mówiliście o Pokoju Życzeń– od zawsze byłam ciekawa co kryje hogwart, a oni znali prawie wszystkie jego tajemnice.

 - Zdawało ci się, Evans – Syriusz nawet nie zająknął się wypowiadając to kłamstwo.

 - Nie zdawało mi się, Black – nie zdołałam powstrzymać wrogiego tonu w swym głosie.

 - Evans, wpuść nas do tego pokoju… - w jego głosie pobrzmiewała groźba, a niedokończone zdanie ciążyło w powietrzu.

 - Albo co? – spytałam zaczepnie.

Przez krótką chwilę milczał. Nie wiedział co odpowiedzieć, czy może ugryzł się w język, by nie padło tu za dużo słów, nie wiem. Zamiast niego odpowiedział James, a gdy się odezwał, w jego głosie pobrzmiewała pewność zwycięstwa.

 - Dbasz o swoją reputację, prawda?  - powiedział wykonując powolne kroki w moją stronę. - A co by było, gdyby cała szkoła się dowiedziała, że śledziłaś nas, huncwotów, bo do jednego z nas pałasz skrytym uczuciem? Powiedzmy, do Petera… Jesteś tak szaleńczo zakochana, że nie chcesz swojego ukochanego spuszczać z oka, aby mieć pewność, że cię nie zdradzi, ani nie zrobi sobie krzywdy – na jego twarzy pojawił się kpiarski uśmiech. Nie mówił on: „Nie masz szans, mała”, ale: „Teraz twój ruch, Evans. Zaskocz mnie”.

Peter się zarumienił. A ja miałam chęć zaśmiać im się w twarz. Naprawdę myślał, że postraszy mnie plotkami! Ale chciałam też dalej się z nimi bawić. Przyznam szczerze, jestem niezłą aktorką. Zazwyczaj, gdy kłamię, wszyscy mi wierzą.

Dlatego pozwoliłam, by moja twarz ukazała różne emocje. Najpierw zaskoczenie, potem niedowierzanie, wreszcie strach.

 - Wy… nie… nie zrobilibyście tego, prawda? – zająknęłam się. Ten triumf w ich oczach napawał mnie chęcią, by grać w to dłużej i wreszcie, w odpowiednim momencie, wyłożyć karty na stół.

Potter wykonał jeszcze jeden krok, aż wreszcie stał naprzeciwko mnie. Jego oczy z uporem wpatrywały się w moją twarz, jakby chciał coś z niej wyczytać. Zerknęłam na niego, również próbując wykryć coś w najmniejszym drgnięciu mięśni. Nic. To źle. Nie dojrzałam w jego oczach, tak ważnego w tym momencie, zawodu. A przecież powinien tam być; Potter miał przecież nadzieję trafić na godnego przeciwnika, a ja się wycofałam. Nie wierzyłam, że mógłby cokolwiek dojrzeć w mojej twarzy. Nie zna mnie. Nie wie co potrafię. Problem jest taki, że ja również nie znam jego.

 

Czyżbym znalazła godnego przeciwnika?

 

Stałam i czekałam na jego błąd lub jakiekolwiek słowo, wskazujące na to, że się nabrał. Gdy się odezwał poczułam się, jakby całe powietrze ze mnie uszło.

 - Nie poigrywaj ze mną, Evans…

Zwątpiłam. W siebie, swoje umiejętności, w siłę, którą zawsze sobą reprezentowałam. To wszystko nagle zniknęło, a ja na sekundę odkryłam się przed nimi. Reszta tego nie zauważyła, ale Potter nie spuszczał ze mnie oka. Widział to chwilowe niedowierzanie i rezygnacje, które ujawniały moje oczy, twarz.

 

Sekunda.

Wystarczyła.

 

Na jego twarzy pojawił się triumfalny uśmiech. Zwyciężył tą krótką, prywatną bitwę.

Ale oprócz nas był tutaj też Syriusz, Remus i Peter. Oni nie musieli kryć się z emocjami. Byli ciekawi tego, co się przed chwilą wydarzyło. Krótkiego pojedynku, który sprawił, że tej nocy James Potter pomyślał o Lily Evans, nie jak o kujonowatej koleżance z roku, którą można w sobie rozkochać krótką wymianą zdań, ale jako o… dziewczynie. Zaciekawiła go. I mimo, że podrywał różne dziewczyny, czasami nawet próbował swych umiejętności na niej, nigdy nie pomyślał sobie, że mógłby naprawdę zdobyć Lily Evans.

 

Aż do tego wieczora.

 


 

* Przewrócenie króla w szachach symbolizuje rezygnację gracza z gry. „Poddaję się”.

 

1 komentarz:

  1. Podoba mi się ta akcja. Niewiele opowiadań o Lily zawiera jakąś rzeczywistą argumentację zainteresowania Jamesa, czy w ogóle sensowny początek całej tej akcji. Tobie się udało przedstawić kluczowy moment ciekawie i realistycznie, gratulacje :)

    Astrea

    OdpowiedzUsuń