Dwa dni, które dzieliły nas od weekendu minęły
zaskakująco szybko. Leżałam na swoim łóżku, czytając książkę o nietypowych
eliksirach i ich zastosowaniu, oddzielona od zamieszania panującego w moim
dormitorium ciężkimi, bordowymi zasłonami. Było ciemno, a jedynym źródłem
światła, była biała, jasna łuna wydobywająca się z mojej różdżki. Krzyki
dobiegające zza kurtyny nie odrywały mnie od lektury, ale przecież był to jeden
z moich celów. Nie chciałam słyszeć wołań Dorcas, o pożyczanie butów, czy jęków
Ann, że zgubiła jeden kolczyk.
Otóż dziś odbywała się
impreza z okazji rozpoczęcia roku. Profesor Dumbledore, wbrew protestom profesor
McGonagall, wydał oficjalną zgodę, dlatego emocje większości uczniów były
jeszcze większe. Cóż, Dorcas, Kate i Ann dały się porwać tej młodzieńczej
gorączce i w tej chwili przeszukiwały swoje szafy pod kątem tak zwanej małej
czarnej, tunik i bluzek bez pleców. Oczywiście, miałam zamiar tam wpaść, ale nie
jestem typem, który pojawia się w
klubach, by potańczyć, zaszaleć i napić się. Niestety od czterech lat właśnie
tak wyglądają imprezy gryfonów. Pewne jest, że duży wpływ ma na to obecność
Syriusza Blacka i Jamesa Pottera, którzy, nie wiadomo skąd, zawsze organizują
przekąski i napoje, również procentowe, dzięki czemu na żadnej z zabaw nie jest
nudno.
Byłam bardzo zmęczona,
dlatego odłożyłam książkę i ułożyłam głowę na miękkiej poduszce, pogrążając się
w myślach. Przyszłość, przeszłość, wszystko mieszało się w mojej głowie.
Zamknęłam oczy. Często myślałam o tym co będzie. Przyszłość mnie ciekawiła.
Każdy myśli, że jako racjonalna dziewczyna nie powinnam lubić wróżbiarstwa,
ponieważ to „stek bzdur, wymyślany przez tą wariatkę”. Szczerze mówiąc, nie
pojmuję tego toku myślenia, bo przecież wróżbiarstwo, to jedna z dziedzina
magii, a magii nie da się zrozumieć, ani nad nią zapanować. Można ją jedynie
ujarzmić poprzez zaklęcia, eliksiry i inne niezbędne do tego „akcesoria”.
Robiłam się coraz bardziej senna.
Tak, nasza obecna nauczycielka jest trochę (bardzo) dziwna, ale sam
przedmiot jest fascynujący. Może dlatego, że uwielbiam wszystko, czego nie można
zrozumieć.
Zasnęłam.
Obudziła mnie Dorcas, a
konkretniej jej wołanie:
- Lilka!
Wstawaj! Tak nie można!
Do moich uszu doszedł
odgłos, jakby odsłanianego okna, ale nim zrozumiałam co to oznacza, ostre
światło lampy pokojowej uderzyło mnie w oczy, wywołując cichy jęk. Spróbowałam
zakopać się w kołdrze.
- Nie ma tak dobrze! – krzyknęła złowieszczo
Dor i zaczęła szarpać się ze mną o
zbawcze przykrycie.
Szarpanina ta mnie
rozbudziła, a mój umysł zaczął działać dostatecznie dobrze, by zrozumieć co się
stanie, gdy puszczę kołdrę.
BUM!
Dało się słyszeć głuchy
huk, kiedy Dorcas upadła na podłogę, ja zaś roześmiałam się wesoło razem z Ann i
Kate.
- Bardzo śmieszne – burknęła poszkodowana,
masując obolałą pupę.
- A żebyś wiedziała! – zaśmiałam się jeszcze
głośniej.
- Dobra, dosyć tego dobrego – wtrąciła się
Ann. – Lily wstawaj, ubieraj się w jakąś ładną kieckę i idziemy do pokoju
wspólnego na pierwszą w tym roku imprezę!
Przetarłam jeszcze oczy
i rozczesałam włosy, wiedząc, że muszą być w nieładzie, po krótkiej drzemce, a
następnie stanęłam przed drzwiami gotowa do wyjścia.
- Tak chcesz iść? – Kate zmierzyła wzrokiem
moje pogniecione dżinsy i czarną koszulkę.
- A czemu nie? – zdziwiłam się lekko, choć
zaczynałam rozumieć jej tok myślenia.
- Zajmę się tym – powiedziała Dorcas do
dziewczyn, a następnie doskoczyła do szafy.
Grzebała tam,
przerzucając kolejne stosy ciuchów i mrucząc co jakiś czas pod nosem: „nie, zbyt
wyzywające…”, „na to się nie zgodzi…”, „hmm… to na inną okazje…”, aż wreszcie po
trzech minutach usłyszałyśmy triumfalne: „Mam!”, a Dorcas wyjęła z szafy
bawełniany materiał.
Już po chwili zgodnie
kazały mi wkładać na siebie sukienkę, którą okazał się ów materiał. Była prosta,
czarna, z rękawem do łokcia, dekoltem wykrojonym w łódkę i lekko falbaniastym,
rozszerzanym dołem sięgającym za połowę ud. Podobała mi się, dlatego nie
stawiałam oporów. Włosy uczesałam w luźny warkocz, a makijaż polegał jedynie na
tuszu do rzęs. Tak uszykowane zeszłyśmy na dół, gdzie impreza już się
zaczęła.
Zabawa trwała, a ja
próbowałam nie dać się porwać szaleństwu jakie mnie otaczało. Większość czasu
spędzałam bawiąc się z dziewczynami. Oczywiście Dorcas została zaraz zabrana
przez jakiegoś siódmoklasistę, pozostawiając nas we trójkę. Potem zniknęła Kate.
Ja i Ann tańczyłyśmy razem prawie do samego końca. Z każdym ruchem w moim ciele
przybywało endorfin (endorfina - hormon szczęścia; przyp. aut.). Skakałam,
piszczałam i kręciłam się, jak większość tam obecnych dziewczyn. To było
naturalne zachowanie dla każdego, po dwóch miesiącach abstynencji od tego
miejsca. Radość. Euforia. Zabawa.
Wtedy muzyka
przycichła, a zamiast niej z głośników wydobył się znajomy głos:
- Witam wszystkich serdecznie w nowym roku
szkolnym! – na, zapewne magicznie skonstruowanej, scenie stał Syriusz Black,
olśniewając uczniów uśmiechem. Wszyscy zaczęli radośnie wiwatować. – Mam
nadzieję, że dobrze się bawicie, a wręcz jestem tego pewien. Słuchajcie: ja i
moi kumple postanowiliśmy urozmaicić trochę zabawę. Dlatego ogłaszamy… werbel
proszę… - zwrócił się do siedzącego za perkusją Remusa, a ten jak na zawołanie
wprawił w ruch pałeczki perkusyjne – konkurs Karaoke!!! Oczywiście nie w sensie
dosłownym, nie mamy zamiaru korzystać z tekstów piosenek, ale stworzyć prawdziwe
występy z mikrofonami, muzyką i tańcem. Odbędzie się on za pół godziny, na tej
scenie. O tam, na naszej tablicy ogłoszeń wisi lista zgłoszeniowa, na którą
możecie się wpisywać się przez najbliższe dwadzieścia minut. Zapraszamy do
udziału!
Ze sceny zbiegł w
akompaniamencie głośnych oklasków, a zaraz potem znów rozległa się energiczna
melodia.
- Lily! – Ann spróbowała przekrzyczeć muzykę.
– Idziesz się zapisać?!
Nie przestając tańczyć,
pokręciłam głową. Rozłożyłam ręce i zakręciłam się szaleńczo wokół własnej osi,
znów oddając się w ręce euforii.
- Zapisałam się! – usłyszałam po chwili krzyk
obok mojego ucha. Odwróciłam się energicznie w stronę rozweselonej
Dorcas.
- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? –
wyszłyśmy z tłumu i udałyśmy się w stronę blatu z napojami.
- Jasne, będzie fajna zabawa – zawołała
uradowana. – A ty się zapisujesz? – znów usłyszałam to pytanie i znów pokręciłam
głową.
Lubię śpiewać. Naprawdę. Ale jeśli chodzi o
śpiewanie publiczne, to przed wejściem na scenę będę broniła się zębami i
pazurami. Nieraz widziałam pewną siebie dziewczynę (do których ja nie należę),
która w świetle reflektorów zastyga szeroko otwartymi oczami i ustami
poruszającymi się jak u ryby, chwytającej powietrze na powierzchni. Nie miałam
zamiaru tak skończyć. Dorcas jest zupełnie inna. Nie boi się nikogo i niczego.
Cóż to jest jeden mały występ dla dziewczyny, która pokonała szkolny rekord
pionowego lotu wzwyż na miotle (prawie 1500 stóp
<457,20
metra – dop. aut.>)?
No właśnie.
- Witam
wszystkich serdecznie po krótkiej przerwie! – po dwudziesto minutach na scenie
znów pojawił się Syriusz Black. – Mam nadzieje, że nie zanudziliście się na
śmierć pozbawieni widoku mej uroczej osoby!
Większość wybuchła śmiechem. Ja jedynie przewróciłam oczami. Arogancja
musi być u niego wrodzoną, dla wielu uroczą, dla mnie irytującą,
cechą.
- Dobrze,
więc konkurs Karaoke, uważam za rozpoczęty! Jako prowadzący mam prawo wyboru
pierwszego uczestnika, więc będzie to… hm… kogo by tu… Amelie Jonckinson z klasy
czwartej, która wykona piosenkę Zgniłych Trupów pt. „Zapomnij o mnie i o tamtej
skarpetce”. Wow! Wielki hit! Zapraszamy na scenę!
Kojarzyłam Amelie, kiedyś pomagałam jej z
numerologią. Była wtedy skromną, aczkolwiek wesołą dziewczyną. Teraz wyszła na
scenę w czerwonej falbaniastej sukience, umalowana krwistą szminką, która
jedynie podkreślała jej biały, a zarazem wciąż szczery uśmiech.
- Dawaj,
Amelie! – usłyszałam okrzyk z tłumu i zerknęłam w tamtą stronę.
Stał tam ciemnowłosy chłopak, średniego wzrostu.
Thomas spotykał się z Amelie dopiero od maja, choć już teraz widać jaki wpływ
zdążył na nią wywrzeć.
Dziewczyna zaśpiewała ładnym głosem, aczkolwiek w
jej interpretacji występowało kilka fałszywych dźwięków.
Następna była Marie Corsie z klasy trzeciej
(tańcząc do śpiewanej piosenki, przewróciła się), Jamie Mierslaid –
szóstoklasistka (świetny występ) Max Holestray (śpiewając romantyczną balladę,
dla swojej dziewczyny) i wreszcie nadeszła kolej Dorcas.
Śpiewała ładnie i czysto najnowszą piosenkę Zimnej
Krwi. Wiedziałam, że nie ma dużych szans na zwycięstwo, w końcu są lepsi od
niej, ale udowodniła wszystkim gryfonom, że jest odważna i wszechstronna. Za tą
odwagę od dawna ją podziwiam.
Kiedy zeszła ze sceny przecisnęłam się przez tłum i
delikatnie ją uściskałam.
- Byłaś
świetna – powiedziałam równocześnie ze stojącą obok mnie Kate.
- Cieszę
się, że wam się podobało, ale teraz jestem zmęczona. Idę do swojej garderoby, a
memu menadżerowi przekażcie, że dziś autografów nie będę rozdawała – poważnym
głosem powiedziała Dorcas.
- Tak jest,
szefowo – zasalutowałam posłusznie, choć wiedziałam, że w magicznym świecie ten
gest jest zupełnie obcy. Otaczający nas ludzie zerknęli na mnie zdezorientowani,
ale dziewczyny, uświadomione przeze mnie w drugiej klasie, zaśmiały się tylko, w
reakcji na to krótkie przedstawienie.
Roześmiana weszłam do pokoju, w prawej ręce
trzymając czarne, płaskie buty, a lewą wyplątując z włosów białego narcyza,
który wcześniej godnie zdobił pokój wspólny. Za mną szła Ann w o wiele lepszym
stanie, wołając tylko, że pierwsza się myje. Korzystając z okazji bezsensownej kłótni współlokatorek o
pierwszeństwo ( „Ej no, jestem najstarsza!”), złapałam swoją piżamę i na palcach
udałam się do łazienki. Drzwi zatrzasnęłam jak najgłośniej, by uświadomić
dziewczynom okrutną prawdę. Tak jak się spodziewałam zaraz zaczęły się dobijać,
krzycząc jak małe dzieci:
- Lily, tak
nie wolno, oszukujesz!
- Ja miałam
być pierwsza!
- Ej no,
nie bądź taka!
Roześmiałam się głośno, czerpiąc sadystyczną
satysfakcję z ich porażki. Niespiesznie rozebrałam się i weszłam pod prysznic,
by spłukać z siebie cały ten dzień. Powoli umyłam głowę, chcąc być gotową, by
rozpocząć następny. Wreszcie wyszłam i dokładnie wysuszyłam się ręcznikiem, by
nikt nie zauważył tej przemiany.
To był mój mały rytuał, pozwalający oddzielić
przeszłość od przyszłości. Czasem po prostu go potrzebowałam. Wiedziałam, że
odcinanie i zapominanie o przeszłości jest po prostu niemądre, ale ja tego
przecież nie robiłam. Ja sprawiałam, że przeszłość pozostawała tam gdzie
powinna, w moich wspomnieniach, zaś przyszłość leżała w moich decyzjach.
Magia? Możliwe.
Hej to znowu ja zgłosiłam twojego bloga do Liebster Award więcej informacji na moim blogu
OdpowiedzUsuńHaha, jak chcesz to ja również zapraszam cię do odpowiedzi na moje pytania. Nie zauważyłam, że Salvio Hexia również Ciebie nominowała.
OdpowiedzUsuńPisz szybciej : >