niedziela, 18 listopada 2012

10. Mój rytułał

Dwa dni, które dzieliły nas od weekendu minęły zaskakująco szybko. Leżałam na swoim łóżku, czytając książkę o nietypowych eliksirach i ich zastosowaniu, oddzielona od zamieszania panującego w moim dormitorium ciężkimi, bordowymi zasłonami. Było ciemno, a jedynym źródłem światła, była biała, jasna łuna wydobywająca się z mojej różdżki. Krzyki dobiegające zza kurtyny nie odrywały mnie od lektury, ale przecież był to jeden z moich celów. Nie chciałam słyszeć wołań Dorcas, o pożyczanie butów, czy jęków Ann, że zgubiła jeden kolczyk.

Otóż dziś odbywała się impreza z okazji rozpoczęcia roku. Profesor Dumbledore, wbrew protestom profesor McGonagall, wydał oficjalną zgodę, dlatego emocje większości uczniów były jeszcze większe. Cóż, Dorcas, Kate i Ann dały się porwać tej młodzieńczej gorączce i w tej chwili przeszukiwały swoje szafy pod kątem tak zwanej małej czarnej, tunik i bluzek bez pleców. Oczywiście, miałam zamiar tam wpaść, ale nie jestem typem, który pojawia się w klubach, by potańczyć, zaszaleć i napić się. Niestety od czterech lat właśnie tak wyglądają imprezy gryfonów. Pewne jest, że duży wpływ ma na to obecność Syriusza Blacka i Jamesa Pottera, którzy, nie wiadomo skąd, zawsze organizują przekąski i napoje, również procentowe, dzięki czemu na żadnej z zabaw nie jest nudno.

Byłam bardzo zmęczona, dlatego odłożyłam książkę i ułożyłam głowę na miękkiej poduszce, pogrążając się w myślach. Przyszłość, przeszłość, wszystko mieszało się w mojej głowie. Zamknęłam oczy. Często myślałam o tym co będzie. Przyszłość mnie ciekawiła. Każdy myśli, że jako racjonalna dziewczyna nie powinnam lubić wróżbiarstwa, ponieważ to „stek bzdur, wymyślany przez tą wariatkę”. Szczerze mówiąc, nie pojmuję tego toku myślenia, bo przecież wróżbiarstwo, to jedna z dziedzina magii, a magii nie da się zrozumieć, ani nad nią zapanować. Można ją jedynie ujarzmić poprzez zaklęcia, eliksiry i inne niezbędne do tego „akcesoria”.

Robiłam się coraz bardziej senna.

Tak, nasza obecna nauczycielka jest trochę (bardzo) dziwna, ale sam przedmiot jest fascynujący. Może dlatego, że uwielbiam wszystko, czego nie można zrozumieć.

Zasnęłam.

 
 

Obudziła mnie Dorcas, a konkretniej jej wołanie:

- Lilka! Wstawaj! Tak nie można!

Do moich uszu doszedł odgłos, jakby odsłanianego okna, ale nim zrozumiałam co to oznacza, ostre światło lampy pokojowej uderzyło mnie w oczy, wywołując cichy jęk. Spróbowałam zakopać się w kołdrze.

- Nie ma tak dobrze! – krzyknęła złowieszczo Dor i zaczęła szarpać się ze mną o zbawcze przykrycie.

Szarpanina ta mnie rozbudziła, a mój umysł zaczął działać dostatecznie dobrze, by zrozumieć co się stanie, gdy puszczę kołdrę.

BUM!

Dało się słyszeć głuchy huk, kiedy Dorcas upadła na podłogę, ja zaś roześmiałam się wesoło razem z Ann i Kate.

- Bardzo śmieszne – burknęła poszkodowana, masując obolałą pupę.

- A żebyś wiedziała! – zaśmiałam się jeszcze głośniej.

- Dobra, dosyć tego dobrego – wtrąciła się Ann. – Lily wstawaj, ubieraj się w jakąś ładną kieckę i idziemy do pokoju wspólnego na pierwszą w tym roku imprezę!

Przetarłam jeszcze oczy i rozczesałam włosy, wiedząc, że muszą być w nieładzie, po krótkiej drzemce, a następnie stanęłam przed drzwiami gotowa do wyjścia.

- Tak chcesz iść? – Kate zmierzyła wzrokiem moje pogniecione dżinsy i czarną koszulkę.

- A czemu nie? – zdziwiłam się lekko, choć zaczynałam rozumieć jej tok myślenia.

- Zajmę się tym – powiedziała Dorcas do dziewczyn, a następnie doskoczyła do szafy.

Grzebała tam, przerzucając kolejne stosy ciuchów i mrucząc co jakiś czas pod nosem: „nie, zbyt wyzywające…”, „na to się nie zgodzi…”, „hmm… to na inną okazje…”, aż wreszcie po trzech minutach usłyszałyśmy triumfalne: „Mam!”, a Dorcas wyjęła z szafy bawełniany materiał.

Już po chwili zgodnie kazały mi wkładać na siebie sukienkę, którą okazał się ów materiał. Była prosta, czarna, z rękawem do łokcia, dekoltem wykrojonym w łódkę i lekko falbaniastym, rozszerzanym dołem sięgającym za połowę ud. Podobała mi się, dlatego nie stawiałam oporów. Włosy uczesałam w luźny warkocz, a makijaż polegał jedynie na tuszu do rzęs. Tak uszykowane zeszłyśmy na dół, gdzie impreza już się zaczęła.




Zabawa trwała, a ja próbowałam nie dać się porwać szaleństwu jakie mnie otaczało. Większość czasu spędzałam bawiąc się z dziewczynami. Oczywiście Dorcas została zaraz zabrana przez jakiegoś siódmoklasistę, pozostawiając nas we trójkę. Potem zniknęła Kate. Ja i Ann tańczyłyśmy razem prawie do samego końca. Z każdym ruchem w moim ciele przybywało endorfin (endorfina - hormon szczęścia; przyp. aut.). Skakałam, piszczałam i kręciłam się, jak większość tam obecnych dziewczyn. To było naturalne zachowanie dla każdego, po dwóch miesiącach abstynencji od tego miejsca. Radość. Euforia. Zabawa.

Wtedy muzyka przycichła, a zamiast niej z głośników wydobył się znajomy głos:

- Witam wszystkich serdecznie w nowym roku szkolnym! – na, zapewne magicznie skonstruowanej, scenie stał Syriusz Black, olśniewając uczniów uśmiechem. Wszyscy zaczęli radośnie wiwatować. – Mam nadzieję, że dobrze się bawicie, a wręcz jestem tego pewien. Słuchajcie: ja i moi kumple postanowiliśmy urozmaicić trochę zabawę. Dlatego ogłaszamy… werbel proszę… - zwrócił się do siedzącego za perkusją Remusa, a ten jak na zawołanie wprawił w ruch pałeczki perkusyjne – konkurs Karaoke!!! Oczywiście nie w sensie dosłownym, nie mamy zamiaru korzystać z tekstów piosenek, ale stworzyć prawdziwe występy z mikrofonami, muzyką i tańcem. Odbędzie się on za pół godziny, na tej scenie. O tam, na naszej tablicy ogłoszeń wisi lista zgłoszeniowa, na którą możecie się wpisywać się przez najbliższe dwadzieścia minut. Zapraszamy do udziału!

Ze sceny zbiegł w akompaniamencie głośnych oklasków, a zaraz potem znów rozległa się energiczna melodia.

- Lily! – Ann spróbowała przekrzyczeć muzykę. – Idziesz się zapisać?!

Nie przestając tańczyć, pokręciłam głową. Rozłożyłam ręce i zakręciłam się szaleńczo wokół własnej osi, znów oddając się w ręce euforii.

- Zapisałam się! – usłyszałam po chwili krzyk obok mojego ucha. Odwróciłam się energicznie w stronę rozweselonej Dorcas.

- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? – wyszłyśmy z tłumu i udałyśmy się w stronę blatu z napojami.

- Jasne, będzie fajna zabawa – zawołała uradowana. – A ty się zapisujesz? – znów usłyszałam to pytanie i znów pokręciłam głową.

Lubię śpiewać. Naprawdę. Ale jeśli chodzi o śpiewanie publiczne, to przed wejściem na scenę będę broniła się zębami i pazurami. Nieraz widziałam pewną siebie dziewczynę (do których ja nie należę), która w świetle reflektorów zastyga szeroko otwartymi oczami i ustami poruszającymi się jak u ryby, chwytającej powietrze na powierzchni. Nie miałam zamiaru tak skończyć. Dorcas jest zupełnie inna. Nie boi się nikogo i niczego. Cóż to jest jeden mały występ dla dziewczyny, która pokonała szkolny rekord pionowego lotu wzwyż na miotle (prawie 1500 stóp <457,20 metra – dop. aut.>)?

No właśnie.




- Witam wszystkich serdecznie po krótkiej przerwie! – po dwudziesto minutach na scenie znów pojawił się Syriusz Black. – Mam nadzieje, że nie zanudziliście się na śmierć pozbawieni widoku mej uroczej osoby!

Większość wybuchła śmiechem. Ja jedynie przewróciłam oczami. Arogancja musi być u niego wrodzoną, dla wielu uroczą, dla mnie irytującą, cechą.

- Dobrze, więc konkurs Karaoke, uważam za rozpoczęty! Jako prowadzący mam prawo wyboru pierwszego uczestnika, więc będzie to… hm… kogo by tu… Amelie Jonckinson z klasy czwartej, która wykona piosenkę Zgniłych Trupów pt. „Zapomnij o mnie i o tamtej skarpetce”. Wow! Wielki hit! Zapraszamy na scenę!

Kojarzyłam Amelie, kiedyś pomagałam jej z numerologią. Była wtedy skromną, aczkolwiek wesołą dziewczyną. Teraz wyszła na scenę w czerwonej falbaniastej sukience, umalowana krwistą szminką, która jedynie podkreślała jej biały, a zarazem wciąż szczery uśmiech.

- Dawaj, Amelie! – usłyszałam okrzyk z tłumu i zerknęłam w tamtą stronę.

Stał tam ciemnowłosy chłopak, średniego wzrostu. Thomas spotykał się z Amelie dopiero od maja, choć już teraz widać jaki wpływ zdążył na nią wywrzeć.

Dziewczyna zaśpiewała ładnym głosem, aczkolwiek w jej interpretacji występowało kilka fałszywych dźwięków.

Następna była Marie Corsie z klasy trzeciej (tańcząc do śpiewanej piosenki, przewróciła się), Jamie Mierslaid – szóstoklasistka (świetny występ) Max Holestray (śpiewając romantyczną balladę, dla swojej dziewczyny) i wreszcie nadeszła kolej Dorcas.

Śpiewała ładnie i czysto najnowszą piosenkę Zimnej Krwi. Wiedziałam, że nie ma dużych szans na zwycięstwo, w końcu są lepsi od niej, ale udowodniła wszystkim gryfonom, że jest odważna i wszechstronna. Za tą odwagę od dawna ją podziwiam.

Kiedy zeszła ze sceny przecisnęłam się przez tłum i delikatnie ją uściskałam.

- Byłaś świetna – powiedziałam równocześnie ze stojącą obok mnie Kate.

- Cieszę się, że wam się podobało, ale teraz jestem zmęczona. Idę do swojej garderoby, a memu menadżerowi przekażcie, że dziś autografów nie będę rozdawała – poważnym głosem powiedziała Dorcas.

- Tak jest, szefowo – zasalutowałam posłusznie, choć wiedziałam, że w magicznym świecie ten gest jest zupełnie obcy. Otaczający nas ludzie zerknęli na mnie zdezorientowani, ale dziewczyny, uświadomione przeze mnie w drugiej klasie, zaśmiały się tylko, w reakcji na to krótkie przedstawienie.




Roześmiana weszłam do pokoju, w prawej ręce trzymając czarne, płaskie buty, a lewą wyplątując z włosów białego narcyza, który wcześniej godnie zdobił pokój wspólny. Za mną szła Ann w o wiele lepszym stanie, wołając tylko, że pierwsza się myje. Korzystając z okazji bezsensownej kłótni współlokatorek o pierwszeństwo ( „Ej no, jestem najstarsza!”), złapałam swoją piżamę i na palcach udałam się do łazienki. Drzwi zatrzasnęłam jak najgłośniej, by uświadomić dziewczynom okrutną prawdę. Tak jak się spodziewałam zaraz zaczęły się dobijać, krzycząc jak małe dzieci:

- Lily, tak nie wolno, oszukujesz!

- Ja miałam być pierwsza!

- Ej no, nie bądź taka!

Roześmiałam się głośno, czerpiąc sadystyczną satysfakcję z ich porażki. Niespiesznie rozebrałam się i weszłam pod prysznic, by spłukać z siebie cały ten dzień. Powoli umyłam głowę, chcąc być gotową, by rozpocząć następny. Wreszcie wyszłam i dokładnie wysuszyłam się ręcznikiem, by nikt nie zauważył tej przemiany.

To był mój mały rytuał, pozwalający oddzielić przeszłość od przyszłości. Czasem po prostu go potrzebowałam. Wiedziałam, że odcinanie i zapominanie o przeszłości jest po prostu niemądre, ale ja tego przecież nie robiłam. Ja sprawiałam, że przeszłość pozostawała tam gdzie powinna, w moich wspomnieniach, zaś przyszłość leżała w moich decyzjach.


Magia? Możliwe.

2 komentarze:

  1. Hej to znowu ja zgłosiłam twojego bloga do Liebster Award więcej informacji na moim blogu

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha, jak chcesz to ja również zapraszam cię do odpowiedzi na moje pytania. Nie zauważyłam, że Salvio Hexia również Ciebie nominowała.

    Pisz szybciej : >

    OdpowiedzUsuń