czwartek, 27 grudnia 2012

20. Drabina


 Oto obiecany, świąteczny rozdział. Nie wstawiałm go wcześniej, ponieważ onetowskie blogi dostały się w ręcę blog.pl i nic tam nie ogarniam, a przecież obiecałam dodawać wszystko równolegle. Ale Avada się upomniała, a tam brzmi głucha cisza.
Poważnie zastanawiam się nad całkowitym zrezygnowaniem z onetu.
 
Jeśli chodzi o Liebster Award... Rany, przepraszam za te opóźnienia. To jest okropne z mojej strony i mam tego świadomość. Postaram się jak najszybciej to skończyć. Mam nadzieję, że mi wybaczycie...
 
Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że jak najowocniej wykorzystujecie ten świąteczny czas :D


***


Słowo „zirytowana” było zbyt łagodnym określeniem na to, co w tej chwili odczuwałam. Byłam na skraju wytrzymałości psychicznej i nie zdziwiłabym się, gdyby z moich uszu ciurkiem leciał dym. Znów budziły się we mnie mordercze instynkty.

- Jeszcze trochę w lewo. I może trochę wyżej… – usłyszałam krzyk Amy Pillar z dołu.

Zirytowana postąpiłam o szczebelek w górę na pięciometrowej drabinie i przesunęłam lustrzaną taflę.

Miałam dość. Noc Duchów zbliżała się wielkimi krokami, dlatego dziś profesor McGonagall zwolniła nas z czterech ostatnich lekcji, byśmy mogli porozwieszać już dekoracje na mniej uczęszczanych korytarzach. Nie miałam pretensji, wręcz przeciwnie – byłam zachwycona ze zwolnienia z lekcji. A potem dowiedziałam się, że zostałam przydzielona do pary z Amy Pillar, dzięki czemu czar prysł. Ja i największa flirciara w szkole, w jednej grupie! Słowo „pech” to niedomówienie.

Gdy rozdzieliłyśmy się z resztą grup, zaczęło się piekło. Dostałyśmy drabinę i przydzielono nam korytarz, a Amy od razu zaznaczyła, że nie będzie „łazić w górę i w dół po tym zlepie poziomych desek, bo ma lęk wysokości”. Padło na mnie. Teraz przemierzałam korytarz z drabiną w ręku, przyklejając gdzie się da, magiczne lustra. Sam pomysł był niesamowity – po uruchomieniu zaklęcia, lustra miały rozszerzyć się na całą wysokość ściany, a nasze odbicia w nich miały być przezroczyste i srebrzyste, czyli przedstawiać nas w postaci duchów. Niestety zawsze musi być jakieś „ale”… Wszystkie musiały zostać przyklejone równomiernie, a najlepiej jeśli, znajdowałyby się również na wysokości okien (podobno padające bezpośrednio na nie światło księżyca, udoskonala efekt), dlatego robota wydawała się tym bardziej żmudna – przecież na przeznaczonym nam korytarzu okna były bardzo, ale to bardzo wysoko…

- Pospiesz się! Nie mamy całego dnia – powiedziała Amy swoim słodkim głosikiem, kiedy znudziło jej się już trzymywanie drabiny u dołu. Bez żadnego jadu, tylko ta fałszywa, przyjacielska nuta. Zabijcie mnie!

Poprawiłam lustro, by wisiało w proporcjonalnej odległości, co wszystkie wcześniejsze i zaczęłam schodzić z drabiny. Była stroma i bardzo wysoka, dlatego zazwyczaj zajmowało mi to co najmniej minutę. Szczerze mówiąc, byłam już zmęczona.

Gdy po raz kolejny stanęłam na ziemi, byłam już cała zgrzana, więc nie zważając na nic, zdjęłam wierzchnią szatę. Z pomocą Amy (dość bierną, bo krzyczała tylko: „Szybciej, szybciej! Nie mamy przecież całego dnia!”) udało mi się przesunąć drabinę o kolejne kilka metrów. Ona znów ją chwyciła, a ja znów weszłam na szczyt i zaczęłam wieszać kolejne lustro. Rutynowo. Dopiero po chwili zrozumiałam, że tuż obok mojego łokcia znajduje się parapet i okno.

- Może trochę niżej… - zastanawiała się Pillar, kiedy ja wyglądałam na błonia. Chmury i deszcz nie zachęcały do wyjścia, a jednak zobaczyłam grupę osób, idącą w stronę zamku. Wytężyłam wzrok. Siedem osób. W taką ulewę? Przyjrzałam im się jeszcze dokładniej. Siedem osób w szatach do… do… quidditcha? I wtedy doznałam objawienia. To była nasza drużyna. Nasza drużyna, wśród której jest Potter i Black. Automatycznie schowałam się za krawędzią ściany, choć wiedziałam, że niemożliwym jest, by mnie ujrzeli.

- Evans! Nie bujaj mi tu w chmurach, tylko pracuj! – z rozmyślań wyrwał mnie podirytowany krzyk Pillar.

- Jeśli martwisz się tempem naszej pracy, możemy się zamienić – powiedziałam spokojnie, spoglądając na nią z góry (w przenośni i dosłownie).

- Przestań! – prychnęła. – Nie mamy czasu na tak bzdurne dyskusje. Przyczepiaj to lustro i jedźmy z tym dalej, bo zostało nam jeszcze siedem.

- Sama przestań! Jestem zmęczona łażeniem góra-dół i siłowaniem się z tym wszystkim. Nie zachowuj się jak rozwydrzona księżniczka!

- Słucham?! Ty mała, bezczelna, wredna, ruda paszczuro! Jak mnie nazwałaś?! – zawołała oburzona.

- Jeśli nie słyszałaś, to oznacza, że już czas wybrać się do uzdrowiciela. Przynajmniej słuch ci naprawią, bo na głowę już za późno…

Amy aż sapnęła z oburzenia.

- Jesteś po prostu bezczelna! Ja wysuwam do ciebie pomocną dłoń, staram się pomóc, a ty do mnie z takimi tekstami?! – krzyknęła urażona.

- Amy, pomaganie mi jest twoim obowiązkiem – powiedziałam dosadnie akcentując ostatnie słowo. – A chodzi właśnie o to, że tego nie robisz! Sama targam drabinę, sama ją ustawiam, a ty tylko ją podtrzymujesz kiedy ja chodzę góra-dół i wieszam te lustra. Nie robisz nic i starasz się mnie jeszcze wychowywać! Mam tego serdecznie dość i wiedz, że McGonagall dowie się o twoim nieróbstwie! – krzyknęłam, kiedy moja cierpliwość się skończyła. Miałam serdecznie dość tej rozkapryszonej panienki, a spodziewałam się, że perspektywa utraty reputacji przed profesorką jakoś ją zmotywuje.

- Będziesz na mnie bezczelnie donosić?! – krzyknęła z jeszcze bardziej wyczuwalnym oburzeniem w głosie.

Nagle zaśmiałam się cicho.

- Zwróciłaś uwagę, że w co drugim zdaniu używasz słowa „bezczelna”?

- Ty mi tu bezcze… - przerwała nagle zmieszana, jednak po chwili powrócił jej rezon. – nie pyskuj! Jesteś głupią, rudą małpą! I wiesz co? Jeśli jestem taka bezczynna, to radź sobie beze mnie. – Dopiero po chwili zrozumiałam znaczenie jej słów. Niestety było już za późno. Odsunęła się od drabiny, którą jeszcze przed chwilą podtrzymywała i spojrzała na mnie ze złośliwym błyskiem w oku, zakładając ręce na piersi.

Drabina zaczęła się chwiać.

Spadnę!

- Pillar! Nie zachowuj się jak idiotka i łap z powrotem tą drabinę! – krzyknęłam, a panika w moim głosie dawała niemą satysfakcję Amy.

- Po co? Jestem przecież w ogóle nie-pomocna i całkowicie zbędna. Beze mnie poradzisz sobie równie dobrze – wzruszyła ramionami uśmiechając się delikatnie.

Drabina chwiała się coraz bardziej, a ja w przypływie strachu, złapałam się kurczowo parapetu, dziękując Merlinowi, że znajduję się tak blisko okna...

- Amy, wariatko, łap z powrotem za drabinę! – krzyknęłam przerażona. Chciała mnie zabić?!

- Najpierw mnie przeproś i przyznaj, że jednak coś robię w tej drużynie. – Oczami wyobraźni widziałam jej słodki uśmieszek. Własne oczy miałam szczelnie zaciśnięte, nie chcą patrzeć na swój upadek.

- Tak Amy, dzierżysz jakże ważną funkcję, którą jest bierne opieranie się o drabinę – odpowiedziałam ironicznie. Nie miałam zamiaru przyznać, że bez niej nie dałabym sobie rady! Byłoby to jawne kłamstwo (przecież zawsze mogłam zaczarować drabinę lub znaleźć sobie coś innego, co by ją podtrzymało) i plama na moim honorze.

Nagle doznałam równie cudownego, co krótkiego przebłysku olśnienia. Zrozumiałam, że wystarczy różdżka, którą mam – i tu cała moja nadzieja zgasła – w wierzchniej szacie. Po co ją z siebie wtedy zrzucałam?!

Drabina znów się niebezpiecznie zachwiała, a ja krzyknęłam głośno, przylegając do niej kurczowo. A co jeśli zaraz się wywali?!

Muszę się otrząsnąć.

Ostrożnie otworzyłam oczy. Parapet. Muszę dostać się na ten jakże szeroki i bezpieczny parapet.

- Lily, twoja sytuacja nie jest zbyt wesoła – Pillar zacmokała z udawanym smutkiem. – Jedno krótkie „przepraszam” aż tak urazi twoją dumę? – „Tak”, odpowiedziałam w myślach, jednak nic nie powiedziałam, skupiając się na stopniowym przesuwaniu się po szczebelku w stronę parapetu. Wystarczy jeszcze trochę się przysunąć, podciągnąć się i będę bezpieczna.

Nie panikuj Lily.

Nie panikuj.

Skoncentruj się.

- Wow, takich widoków to ja się nie spodziewałem – usłyszałam przerażająco znajomy głos i aż drgnęłam. Wtedy drabina niebezpiecznie się zachwiała i wiedziałam, że od głośnego upadku dzielą ją sekundy. Cholera, nie czas już na ostrożność! Wykonałam stanowczy, szybki krok, przesuwając się do końca poziomu szczebelka, złapałam się parapetu i energicznie wybiłam podciągając się.

Całkiem zgrabnie udało mi się wciągnąć i usiąść, choć za plecami usłyszałam głośne BUM.

Merlinie, ja mogłam być na tej drabinie!

Spojrzałam z parapetu na osoby na dole, choć wiedziałam kogo tam zastanę. Amy Pillar, Syriusz Black, James Potter i… Peter Petegreew? Spojrzałam po nich zaskoczona.

Chłopcy (oprócz Petera, oczywiście) mieli na sobie szaty od quidditcha, a w rękach trzymali miotły, więc bez żadnych wątpliwości mogłam stwierdzić, że przyszli tu od razu z treningu. Rzeczywiście, widziałam ich za oknem, kiedy szli w kierunku zamku, ale czemu poruszają się tak rzadko uczęszczanym korytarzem? I czemu był z nimi Peter? Może obserwował trening?

- Evans, cudowne akrobacje! Gdybym wiedział, że tak potrafisz, już dawno wsadziłbym cię na wywalającą się drabinę… Tyle śmiechu nie miałem od dawna - zaśmiał się wesoło Potter. Ja jednak, ignorując go, zwróciłam się do Amy:

- Wiedz, że jak tylko stąd zejdę, zamorduję cię – powiedziałam spokojnie.

Moje opanowanie trochę ją wystraszyło, jednak postanowiła nie tracić rezonu.

- A jak stamtąd zejdziesz? – zapytała unosząc w górę brwi. Miała rację.

Nieszczęsna spojrzałam po wszystkich, spodziewając się naglę jakiejś pomocnej dłoni.

Nic.

Wszyscy milczeli i wpatrywali się we mnie z wyczekiwaniem, zaś mój wzrok utkwił w… miotle. Oni mają miotły! Hura!!! Uratowana!

Nie ciesz się tak szybko, złotko, to Potter i Black…

Prawie jęknęłam, zrezygnowana.

- Niech któryś z was da mi miotłę – powiedziałam, udając opanowanie i obserwując jak wyraz ich twarzy diametralnie się zmienia. Od huncwockiego, rozbawionego uśmieszku, poprzez zdziwienie, szok aż wreszcie po raz pierwszy, na twarzy Huncwotów widniejące, przerażenie.

- Słucham? – wyksztusił, zszokowany Black.

- Chcę wasze miotły – powtórzyłam spokojnie.

Zapadła krótka cisza, jednak po chwili przerwał ją głośny śmiech Amy.

- Myślisz, że któryś z nich da ci miotłę?! – powiedziała, by znów się zaśmiać. – To Huncwoci. – W dziwny sposób zaakcentowała to słowo. – Dla nich miotła jest ważniejsza niż życie. Chyba tam utknęłaś na stałe! Nie łudź się, że któryś z nich pożyczy ci swoje dziecko! – znów zaczęła się głośno śmiać, jednak przez ten śmiech przebiło się jedno krótkie zdanie:

- A czemu nie?

Potter wpatrywał się we mnie w sposób tak przenikliwy, że stopniowo narastał we mnie strach. Nie odrywał wzroku od moich przerażonych oczu, aż wreszcie odważyłam się spytać:

- Więc dasz mi swoją miotłę? Tak po prostu? – spytałam niepewnie, nie wierząc w swoje szczęście. Moje złudne nadzieje rozwiały się, kiedy tylko rozbrzmiał jego wesoły śmiech.

- Lily, jestem Huncwotem! Myślisz, że zgodziłbym się na bezinteresowną pomoc? Nie bądź naiwna, muszę mieć z tego jakieś korzyści. Zresztą Amy ma rację, nie zaryzykowałbym mojego skarbu za nic – znacząco uniósł jedną brew, uśmiechając się huncwocko.

Westchnęłam.

- A czego chcesz?

- Randki? – raczej spytał niż to stwierdził.

Prychnęłam oburzona.

- Nawet jakbym miała siedzieć na tym parapecie do końca życia, nie zgodziłabym się na randkę z tobą, Potter.

- Ech, - westchnął, udając rozczarowanie – zawsze warto spróbować. To może całus? – spojrzał na mnie przewrotnie.

- Potter, przerabialiśmy już ten temat! – warknęłam zirytowana.

- To może…

- Stary, daj jakąś realną propozycję, - Ni z tego, ni z owego, wtrącił się Syriusz, - bo jak tak dalej będziecie pogrywać, to postoimy tu do wieczora. Nie przeszkadza ci to, że jesteś przemoczony do suchej nitki? – Dopiero teraz zwróciłam uwagę, że z ich szat kapała woda, a włosy mieli dziwnie splątane i klapnięte (szczególnie Poczochraniec).

- Jestem zdecydowanie za – dodał równie przemoknięty Peter.

Spojrzałam ostrożnie na Pottera; on również mi się przyglądał.

- Więc…? – spytałam niepewnie.

Potter westchnął, spoglądając z wyrzutem na swoich przyjaciół.

- Masz szczęście, Evans – powiedział wsiadając na miotłę. – Ten jeden jedyny raz mogę zrobić dla ciebie coś bezinteresownego. – Prychnęłam oburzona. Cóż za akt łaski!

Potter bezproblemowo podleciał do mnie i kazał wsiadać. I wtedy pojawił się kolejny kłopot.

- Słucham? Nie polecę z tobą na jednej miotle! – krzyknęłam, a w moim głosie mieszał się strach i oburzenie. Po moim trupie!

- To jak masz zamiar zejść na dół? – spytał już lekko zirytowany.

Zamilkłam na chwilę; nie byłam pewna tego co chcę powiedzieć. Ale… co mi szkodzi?

- Daj mi tą drugą miotłę – powiedziałam, mając nadzieję, że niepewność, jaką odczuwam w środku nie jest słyszalna w moim głosie.

Moje słowa wywołały cisze tak gęstą, głuchą i bezdźwięczną, że prawie mogłam w niej namacać szok Pottera. Oj tak, była bardzo wymowna, ale trwała tylko chwilę.

- Słucham?! – O dziwo, to nie był głos zirytowanego Pottera, tylko wściekłego Blacka. Spoglądał na mnie pełnym pretensji wzrokiem, jakby samo wypowiedzenie tak gorszących słów było niewybaczalnym grzechem. – Słuchaj Evans, jestem mokry, przemoknięty do suchej nitki i chcę już być w swoim dormitorium! Twoja propozycja, jest wręcz oburzająca! Sądzisz, że ja lub James udostępnimy ci swoją miotłę?! Myślisz, że zapomnieliśmy o twoich lekcjach latania z pierwszej klasy?! – prychnął. Może rzeczywiście nie popisałam się wtedy umiejętnościami, ale to był mój pierwszy raz! Teraz pewnie poszłoby mi lepiej! – To jest zbyt drogocenny sprzęt, aby można było na nim praktykować walenie o ścianę! Nie marudź, tylko wsiadaj na tę durną miotłę Jamesa i zlatuj tu na dół! Jestem wychłodzony, głodny, mokry i zmęczony – nie mam teraz czasu na babskie humorki!

Wsłuchiwałam się w jego ekspresyjny monolog z otwartymi ustami. Trochę racji miał… Zastanowiłam się przez chwilę, rozważając wszelkie za i przeciw. Wreszcie doszłam do solidnego wniosku „raz kozie śmierć” i zerknęłam niepewnie na Pottera.

Przyglądał mi się już od dłuższej chwili. Widząc moje zagubione spojrzenie zrozumiał, że okoliczności mu sprzyjają i tylko ułamki sekund dzielą go od wielkiego (jak dla niego) zwycięstwa. Musiałam przyznać: miał w tej chwili znaczącą przewagę nade mną.

- Lily? – ponaglił mnie James, a ja zrozumiałam, że muszę dość śmiesznie wyglądać raz po raz zerkając na niego nieufnie.

Powiedz to wreszcie, Lilyanne!

- Dobrze – wyksztusiłam, nie wierząc swoim słowom. – Niech ci będzie – dodałam już bardziej opanowanym tonem, pełnym ponurej rezygnacji.

Na jego twarzy przez ułamek sekundy mogłam zobaczyć triumfalny uśmiech, jednak zaraz zastąpił go szarmancki wyraz:

- Zapraszam – zwrócił się do mnie i wytwornym gestem wskazał na swoją miotłę.

Wtedy w mojej głowie pojawiły się kolejne wątpliwości. Kiedy będę na miotle, nad którą on ma panowanie, będzie mógł zrobić ze mną wszystko: zabrać nad Zakazany Las, a później zrzucić lub odstawić, gdzieś w odludnym końcu świata, bez kontaktu z cywilizacją i możliwości powrotu. Wszystko. Dosłownie wszystko. Wszystko.

Cholera no, nie ufałam mu!

- Potter! – Zwróciłam się do niego pełnym desperacji tonem. – Od razu odstawisz mnie na ziemię. Nie będzie żadnych wycieczek po okolicy, zero wypadów do Hogsmead lub zwiedzania odległych zakątków Anglii lub jakichkolwiek innych bzdurnych rzeczy, rozumiemy się? – zerknęłam na niego, starając się nie okazywać strachu, tylko siłę i pewność siebie. Nie wydaje mi się, żeby ktoś dał się oszukać.

- Evans, - zniecierpliwił się Syriusz, - nie cackaj się, tylko wsiadaj!

Więc wsiadłam. Starałam się ignorować ten pełen satysfakcji uśmiech Pottera, kiedy siadając przed nim, pozwoliłam, by objął mnie ramionami i złapał trzonek miotły tuż przed moim ciałem. W dziwny sposób przypominało mi to jazdę konną: tak jak w bajkach o wybawianych księżniczkach obie nogi miałam po jednej stronie kija od miotły (przecież byłam w spódnicy!!!), a mój wybawca siedział za mną, dumny i pewny siebie, prowadząc wiernego wierzchowca.

Bałam się.

Zamknęłam oczy, i głęboko odetchnęłam, mimowolnie wdychając dziwną mieszankę: zapach mokrej trawy i deszczu, zmieszany z  jego perfumami. Niechętnie przyznałam w duchu, że jest on całkiem przyjemny.

Nie byłam typem dziewczyny, który boi się wysokości. Po prostu miałam świadomość, że miotły latały dzięki kapryśnej i nieprzewidywalnej magii, która w każdej chwili mogła obrócić się przeciwko nam. Kto wie? Słyszałam przecież o przypadkach, kiedy miotła zaczynała nagle wariować i żyć własnym życiem. Stawała się wtedy nieposkromiona i nieposłuszna, co nienajlepiej kończyło się dla osobnika, który miał przyjemność się z nią zetknąć.

- Gotowa? – usłyszałam jego rozbawiony głos tuż przy moim uchu.

Zacisnęłam oczy i pokiwałam głową.

- Więc czas na przejażdżkę – w jego głosie usłyszałam ten huncwocki śmiech i już byłam pewna, że na zwykłym odstawieniu na ziemię się nie skończy.

Potter ruszył dość żwawym, choć, całe szczęście, nie ekstremalnie szybkim tempem wzdłuż korytarzy Hogwartu. Przecież miał mnie tylko odstawić na podłogę! Spanikowana, wtuliłam się bardziej w jego ciało, myśląc tylko o dwóch rzeczach:

Okłamał mnie.

Lily, przypomnij sobie wszystkie istniejące sposoby zadawania bolesnej i okrutnej śmierci...
 

9 komentarzy:

  1. O MÓJ BOŻE wiesz jak Cie kocham jak nie to już wiesz ale rozdział był boski jak zawsze sie uśmiałam a ta Amy matko świetnie przedstawiona przy okazji przypomina mi moją koleżankę z klasy ale spoko. Syrusz naprawdę moje wielkie gratulacje większość przedstawia go podobnie do Jamesa ale tu łał mam własny charakter , James kocham go kocham kocham i czekam na niego w 7 klasie , Peter eee tu mnie rozwaliłaś bo go nie było dotąd ale ok ok sądzę że chcesz go powoli wtoczyś w historie i bardzo dobrze , Lily no no bardzo fajnie ale boje sie że przez te 2 lata straci swój charakterek no wiesz ten ogień ale wierze w Ciebie . No to tyle.
    A i oczywiście życzenia:
    Wszystkiego najlepszego w nowym roku , by ten rok przynosił Ci wiele sukcesów i weny. By twoja historia rozwijała sie i szybciej przychodziły nowe rozdziały ;) oraz szczęśliwej miłości i wszystkiego naj !!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze, ale ta notka szybko zleciała, w ogóle nie czułam, że ją czytam, a to lubię bardzo ;) Była jak na moje oko dość krótka, ale i tak cieszę się, że jest :D
    Skończyłaś w bardzo obiecującym i tajemniczym momencie :P W końcu James może ją zabrać wszędzie, mam tylko nadzieję, że masz już na to pomysł i szybko przelejesz go na papier (albo raczej kartki Worda ;P )
    Wchodziłam na Twój blog na blog.pl i uważam, że nie musisz się męczyć z ogarnianiem tego wszystkiego, jak dla mnie wystarczy, że piszesz tylko tu i myślę, że jeśli nikt nie wyrazi tam swoich sprzeciwów (bo np. tam się mu wygodniej czyta) to olej blog.pl! Ale to jest tylko moje zdanie, ja i tak czytałam tylko tu...
    A i jeszcze jedno... Jak dla mnie ten blog jest najfajniejszy ze wszystkich, które czytam, a uważam, że powinno się dowiedzieć o nim jeszcze więcej osób, więc stąd taka moja luźna propozycja żebyś dodała go do jakichś spisów i list opowiadań potterowskich, myślę, że wtedy mogłoby tu wchodzić więcej osób :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Czemu mnie nie informujesz?

    Przeczytam w wolnej chwili, bo teraz pewnie za wiele by do mnie nie dotarło po nieprzespanych 35 godzinach i mnóstwie wrażeń: >.
    W każdym razie zapraszam Cię na nową notkę u mnie pt.: "Sylwester", a Twoją przeczytam jak najszybciej : >.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale mnie ciekawość zżera, co Potter wymyślił! Negocjacje były świetne, chociaż Black taki nerwowy... A tę pustą dziewczynę to gołymi rękoma bym udusiła. Oczekuję na jakąś zemstę Lily co do niej : >.

    Przepraszam, że czytam dopiero teraz, ale zupełnie nie miałam czasu i głowy do niczego. Krótkie wyjaśnienie w informacji na górze na moim blogu : >.

    PS: Przypomnisz mi, na którym roku są Twoi bohaterowie?

    OdpowiedzUsuń
  5. Dodałam u siebie krótką notkę z pytaniem do czytelników. Gdybyś mogła wyrazić swoje zdanie, byłabym wdzięczna : >.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakbyś mogła,Autorko,t poinformuj mnie o nowej notce na:
    lily-i-james-labirynt-zycia.blogspot.com
    Życzę weny,Lilka.

    OdpowiedzUsuń
  7. Pojawiła się u mnie krótka notka, więc jeżeli chcesz, to zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  8. nie to, że Cię poganiam, ale ostatnia notka była 2 miesiące temu, a ja tak bardzo chciałabym przeczytać coś twojego... Tym bardziej, ze ferie mi się kończą!
    W każdym razie pamiętaj, że ja tu czekam!
    PS. Mogłabyś podać chociaż tak mniej więcej kiedy nowa notka?

    OdpowiedzUsuń
  9. 25 year-old Account Coordinator Allene Blasi, hailing from Chatsworth enjoys watching movies like Colonel Redl (Oberst Redl) and hobby. Took a trip to Boyana Church and drives a Maserati A6G/2000 Spyder. katalog

    OdpowiedzUsuń